menu

środa, 5 sierpnia 2015

NASZ LIPIEC

Pamiętam lipce przeokropnie ciepłe. Ciągłe wyjazdy w góry, nad morze. Przepakowywanie się z torby do torby i nocne pranie. Pamiętam wszystkie wakacyjne miłości i to, jak szybko się one kończyły. Spanie do 12 i nocne życie na gadu-gadu. 

Ten lipiec był wyjątkowo łagodny. Przyjazd do Bydgoszczy, do Łodzi, można by powiedzieć, że nic specjalnego. Jednak każdy dzień spędzony razem sprawiał mi ogromną radość. Moim lipcowym odkryciem jest czarna kawa z coca-colą podawana w bydgoskiej kawiarni PO CO



Gdy zostały niecałe dwa miesiące do wesela, to przychodzą do człowieka (czyli do mnie) myśli „Na co mi to było”. Staję przed dylematami pierwszego świata, których nie rozwiązałyby nawet największe umysły. Czy ma być wianek, jakie kwiatki, czy samochód taki, a czy oni będą przy jednym stoliku czy przy innym. I boję się przeogromnie, że nic nie jest gotowe, że nie zdążę. Michalina przechodzi kolejne próby i wytrzymuje moje ciągłe marudzenia. I tak minął mi lipiec. I czerwiec. I maj. „Niech przyśnią się wakacje co wiecznie będą trwać, leżę w samym słońcu mam dwanaście lat...” – nucę bez przerwy pod nosem.