menu

środa, 5 sierpnia 2015

NASZ LIPIEC

Pamiętam lipce przeokropnie ciepłe. Ciągłe wyjazdy w góry, nad morze. Przepakowywanie się z torby do torby i nocne pranie. Pamiętam wszystkie wakacyjne miłości i to, jak szybko się one kończyły. Spanie do 12 i nocne życie na gadu-gadu. 

Ten lipiec był wyjątkowo łagodny. Przyjazd do Bydgoszczy, do Łodzi, można by powiedzieć, że nic specjalnego. Jednak każdy dzień spędzony razem sprawiał mi ogromną radość. Moim lipcowym odkryciem jest czarna kawa z coca-colą podawana w bydgoskiej kawiarni PO CO



Gdy zostały niecałe dwa miesiące do wesela, to przychodzą do człowieka (czyli do mnie) myśli „Na co mi to było”. Staję przed dylematami pierwszego świata, których nie rozwiązałyby nawet największe umysły. Czy ma być wianek, jakie kwiatki, czy samochód taki, a czy oni będą przy jednym stoliku czy przy innym. I boję się przeogromnie, że nic nie jest gotowe, że nie zdążę. Michalina przechodzi kolejne próby i wytrzymuje moje ciągłe marudzenia. I tak minął mi lipiec. I czerwiec. I maj. „Niech przyśnią się wakacje co wiecznie będą trwać, leżę w samym słońcu mam dwanaście lat...” – nucę bez przerwy pod nosem.


wtorek, 10 lutego 2015

MIŁOŚĆ W CZASACH POPKULTURY

Dwa dni temu, gdy chciałam kupić prezent mojej przyjaciółce na Święto Zakochanych (inaczej: Walentynki) mój chłopak ostentacyjnie okazywał swoją obrazę oddalając się na odległość, która dostatecznie by to okazywała. Gdybym nie wiedziała, że wróci oraz że, mówiąc potocznie, nic nie kuma to może bym się przejęła. 

Należę do tej nieszczęsnej grupy osób, która czternastego dnia lutego wykrzykuje, że miłość okazuje się codziennie, a nie raz w roku (ale kwiaty i randkę to bym chciała), a poza tym przypomniało mi się, że utożsamiam się z zasadą, że kochać to można też tatę i mamę i można im to powiedzieć. 

Chociaż z mówieniem zazwyczaj jest trudniej - mojej pierwszej miłość w podstawówce o mym ogromnym i bezgranicznym uczuciu powiedziała zapewne klasowa koleżanka. Świat poszedł jednak do przodu, wszyscy się komunikują, choć głównie w mediach, a tak trudno jest nam stanąć przed sobą i jak to mówił Muniek "proste słowa z gardła nie chcą wyjść najbardziej". 

Nie jest to wpis sponsorowany (do powrotu do blogowania skłoniła mnie miłość do jedzenia i pisania, a nie hajs), ale ten post powstał gdy na głowie miałam farbę i siedziałam na fotelu. Stwierdziłam, że nie będę dłużej gapić się w swe odbicie i może warto poprzewracać strony jakiegoś czasopisma. Gazeta "Zwierciadła" przyciągnęła mnie do siebie okładką z Matthew McConaughey, a potem felietonem Andrusa, który od lat powoduje, że moje serce bije szybciej i pojawia się błysk w oku (są jeszcze tacy mężczyźni?). Potem olałam Macieja Stuhra i oddałam się Katarzynie Miller z powodu tytułu "Mężczyzno, wyznawaj miłość". Nie wiem, co na to ta brzydsza część społeczeństwa. Być może są zdania, że uczucia są dla mięczaków, ale mi słowa, które przeczytałam skradły serce. 

"Jeśli jesteś tatą syna, przytulaj go i mów do niego co jakiś czas: "Jestem z ciebie dumny. Widzę, jak się rozwijasz. Ile już umiesz i ile potrafisz. Jesteś do mnie podobny i jednocześnie zupełnie inny. Cieszy mnie i jedno, i drugie, choć czasem jestem zadziwiony i aż mnie zatyka. Wtedy nie od razu umiem się połapać i czasem obrywasz ode mnie, choć ci się nie należy. Przepraszam za to. Wiem, że bywam niesprawiedliwy. Ty też masz prawo do błędów. Mnóstwo się na nich uczymy, choć jest to trudne. Ale łatwo ciebie kochać, bo jesteś wspaniały. Lubię być z tobą. Przyniesiesz światu, kobietom, przyjaciołom, dzieciom i sobie samemu dużo mądrości, odwagi i światła. Kocham cię bardzo mocno". 

Czy ktoś z was słyszał takie słowa? Albo je kiedyś wypowiedział? I to nie jest głupi żart, na który można odpowiedzieć: POMIDOR. 





Przez cały czas nieobecności na blogu nie zapomniałam o jedzeniu. To co kładziesz bliskim na talerz to też oznaka twoich uczuć do nich. Serio. Jeśli pamiętasz o nich, dając im zdrowe jedzenie to to jest właśnie twoja miłość, bo dzięki tobie będą silni. Starałam się tego nauczyć jeszcze bardziej na warsztatach z Martą Dymek, które odbyły całkiem niedawno w Bydgoszczy. Było cudownie, najadłam się przeogromnie i brałam udział w przygotowaniu genialnych dań bez kawałka mięsa. I na dziś to tyle. Zdrówko!




Hummus z burakiem
przepis z bloga Jadłonomia
zdjęcie zostało wykonane podczas warsztatów z Martą Dymek 

Składniki:
  • 1 szklanka suchej ciecierzycy
  • 1/2 szklanki tahiny
  • 1 średni burak
  • sok z połowy cytryny
  • 1-2 ząbki czosnku
  • 2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • sól
  • do podania: kilka kropli oliwy, czarnuszka albo przyprawa za'atar
Przygotowanie:
  1. Ciecierzycę zalać dużą ilością zimnej wody, dodać łyżeczkę sody oczyszczonej i zostawić na noc. 
  2. Następnego dnia ciecierzycę odcedzić, opłukać i zalać świeżą wodą także z łyżeczką sody. Gotować na średnim ogniu, uważając na kipiącą białą pianę - cieciorka będzie gotowa, kiedy ziarenko po naciśnięciu palcami będzie się rozchodzić i będzie maślane w środku. To ważne, aby ciecierzyca była bardzo miękka - ugotowanie do tego stopnia miękkości zajmuje około 30-50 minut. 
  3. W międzyczasie buraka upiec w folii lub ugotować do miękkości, pieczenie zajmuje około godziny ale burak jest wtedy dużo słodszy i smaczniejszy. Ważne jednak, aby był naprawdę dobrze upieczony i bardzo miękki. 
  4. Ugotowaną ciecierzycę należy dokładnie opłukać w zimnej wodzie, dodać tahinę z czosnkiem i wszystko utrzeć ręcznym blenderem. Następnie dodać buraka, sok z cytryny i wszystko utrzeć na bardzo gładką masę, na koniec doprawić do smaku solą albo większą ilością cytryny lub czosnku. Jeść posypane czarnuszką lub za'atarem z ulubionym pieczywem.
Smacznego!

piątek, 9 stycznia 2015

DLACZEGO ŁADNA DZIEWCZYNA NIE UMÓWI SIĘ Z TOBĄ DO KINA

Zaprosiłeś dziewczynę do kina, a ona nie ma na to ochoty? Nic dziwnego. Mając 20+ lat obejrzała już wszystkie możliwe hity, a każdy w innym towarzystwie.  Nie zapłaciła za bilety, ani za popcorn. Prawdopodobnie jesteś entym kolesiem, który próbuje zabrać ją na film. Pierwsza randka w kinie? Super miejsce, żeby się lepiej poznać. Przynajmniej nie trzeba gadać.

Załóżmy, że dziewczyna bardzo chce zobaczyć najnowszą komedię romantyczną i zgadza się na wyjście. Kupujesz kwiaty. Nie byle jakie- róże. Jedną, czerwoną, długą i oczywiście przyozdobioną. I teraz ta scena przyprawia mnie o mdłości. Nie dość, że naokoło róży są tandetne kokardki, to wygląda to, jak wręczanie kwiatka w dniu nauczyciela. "Proszę to dla pani" i buziak w policzek. Na całym świecie jest milion innych gatunków roślin, a Wy i tak wybierzecie ten jeden.

No i wpada Ci do głowy szalony pomysł oświadczyn. Oczywiście nie ma lepszej daty niż Sylwester. Och, jakie to romantyczne. Wspólnie zaczniecie Nowy Rok, nowy etap w Waszym życiu. Przecież jaki Sylwester, taki cały rok. Wybija północ, na niebie zaczyna się wybuchowe przedstawienie, a Ty klękasz przed nią. To przecież takie wyjątkowe, niepowtarzalne. 

Nie znoszę randek w kinie, róż i nigdy nie chciałabym witać Nowego Roku nieśmiertelnym słowem "tak". Cenię sobie kreatywność, indywidualizm. I nie chcę dostać pierścionka zaręczynowego. Nie dlatego, że to znów kolejny oklepany pomysł. Prawda jest taka, że mam za grube palce.

środa, 7 stycznia 2015

ZMIENIANIE ŚWIATA NA LEPSZE


Wciąż pamiętam, jakie emocje budziły we mnie czytane wiersze na lekcjach języka polskiego. Czuję, jak pieką mnie poliki z ekscytacji. Mam ogromny ucisk żołądka na samą myśl o skoku na bungee. Nadal pamiętam to uczucie spadania. Serce mocniej mi bije, gdy przypominam sobie o mojej pierwszej miłości. Jakie to było dziecinnie proste. Łzy stają mi w oczach, kiedy uświadamiam sobie, że może kogoś zabraknąć. Ciągle się uśmiecham, by dostać od ludzi odrobinę pozytywnej energii. Uwielbiam chwytać dzień i wyciskać z niego jak najwięcej. Odkrywać, podróżować, POZNAWAĆ.

Emocje- tym żyję. Próbuję wszystkiego w życiu zgodnie z zasadą "jak nie spróbujesz, to nie będziesz wiedziała, jak to jest". Nad konsekwencjami często zastanawiam się, gdy już istnieją. Za późno. 


"Zmienianie świata na lepsze zawsze zaczynaj od siebie"

Takie postanowienie noworoczne.

niedziela, 26 października 2014

TWAROŻEK ZE ŚLIWKĄ

Najbardziej nie lubię piątków. Wszyscy moi znajomi wracają do domu na weekend. W szatni na uczelni stoi pełno walizek i gdy wchodzę na mój wydział, mijam tłumy spieszących się studentów na pociągi i pksy. Chyba zaczynam być monotonna, prawda? Na szczęście jakoś przetrwałam do niedzieli i wszystko wraca do normy. 

Dzisiaj (w niedzielę!) wstałam o 6 rano. Szkoda, że nie przestawiamy zegarków co weekend. Postanowiłam zaserwować sobie prawdziwie jesienne śniadanie. Cynamon, śliwki, gorąca herbata z gruszką. W trakcie śniadania przeglądałam nasze książki kucharskie. I tak trafiłam na dedykację w książce "Dobra Kuchnia"  z 1972r.

"Choć pyskatej, ale jednak bardzo miłej Ali,
w piątą rocznicę ślubu,
aby dobrze dokarmiała męża
ofiarowują tę książkę koleżanki z pracy
Łódź, 10.06.1972r "


A tutaj przepis na twarożek ze śliwkami:

Składniki:

200g twarogu
2 płaskie łyżeczki cukru brązowego
0,5 łyżeczki cynamonu
6-8 śliwek suszonych
śmietana/mleko

Śliwki kroimy drobno. Do twarogu dodajemy śmietanę lub mleko tak, aby miał płynniejszą konsystencję. Wrzucamy śliwki, cynamon, cukier i mieszamy.